W Polsce osiągnęli już wszystko. Jakkolwiek pysznie by to zabrzmiało, to nie sposób się z tym nie zgodzić. Możliwość koncertowania we wszystkich rodzimych klubach pękających w szwach to szczyt ich marzeń na krajowym gruncie. Teraz przyszedł czas na podbój Europy.
‘Don’t Set Your Dogs On Me’ to nie pierwsza próba zaistnienia na Zachodzie. Coma wypuściła w świat przed trzema laty album zatytułowany ‘Excess’ (2010) będący anglojęzycznym, lustrzanym odbiciem ‘Hipertrofii’ (2008). Niestety materiał nie spotkał się z wielkim zainteresowaniem, zarówno dystrybutorów, jak i muzycznych konsumentów. Sam Piotr Rogucki porażkę tłumaczy złym podejściem do przetłumaczenia tekstów, a jak wiemy oprócz muzyki, to właśnie w tekstach drzemie potężna siła zespołu. Na ‘Excess’ Roguc chciał możliwie jak najwierniej oddać kunszt polskich treści. Wyszło to miernie. Na nowej płycie jest już inaczej.
Czy Coma zawojuje Europę? Czy uda im się dokonać tego, co nie udało się Myslovitz i Hey? Sam lider zespołu do końca w to niedowierza.
Przed październikowym koncertem Comy w toruńskiej Od Nowie Piotr wyjaśnił, iż materiał na bezimienny album, zwyczajowo nazywany „Czerwonym”, w pierwszej kolejności powstał w języku Shakespeare’a.
Blisko dwuletnia zwłoka z wydaniem krążka wiązała się z koniecznością znalezienia odpowiedniego wydawcy. Tak też się stało w grudniu ubiegłego roku, kiedy Coma trafiła pod skrzydła niemieckiego earMUSIC/Edel, patrona takich gwiazd jak Deep Purple, Mariliion czy Skunk Anansie.
Pod krwistą okładką anglojęzycznej Comy znajdziemy 56 minut mocnego, rockowego brzmienia mieszczącego się w 13 utworach. Przed pierwszym przesłuchaniem materiału warto wyzbyć się wszelkich skojarzeń z polskim krążkiem, gdyż teksty opowiadają zupełnie inne historie. Z pewnością waszą uwagę przykuje dość oryginalny, angielski akcent Roguckiego, który może budzić mieszane uczucia. W tej kwestii nie brakuje uszczypliwych komentarzy. Niemniej Roguc udowadnia, że wyrażanie ekspresji słownej ma opanowane do perfekcji, bez względu na język.
Jeśli mowa o ekspresji, warto wymienić tu takie utwory jak ‘Always Summer’ czy ‘Dance With A Queen’, przy których ochoczo podrygują stopy. Największą dawkę emocjonalną niesie ze sobą, szczególnie w trakcie intra, utwór ‘Lion’. Z kolei kawałek ‘Rainy Song’, którego polski tytuł przetłumaczono dosłownie, nie opowiada tu o rodzinnej Łodzi, a o zachwycie rzeczywistością pod wpływem dragów. Krążek promuje piosenka przekraczająca nieco 2 min. zatytułowana ‘With You’, do której powstał video clip.
Warstwa tekstowa w stosunku do polskiej wydaje się być uboższa o gry słowne i barwne epitety, którymi Roguc lubi się mocno zabawić. Może to i lepiej, bo próbowano tego, a nie sprawdziło się na ‘Excess’. Tu język jest bardziej przystępny. Z kolei jeśli chodzi o warstwę muzyczną, nic nas nie zaskoczy. To ten sam podkład muzyczny wykorzystany na ‘Czerwonym’, a więc dobre rockowe granie. Wyjątek stanowi kawałek ‘Song 4 Boys’, który nie pojawił się na polskim krążku. Jest to utwór stworzony na potrzeby serialu ‘Misja Afganistan’ (2012), w którym sam Rogucki wcielił się w jedną z głównych ról. Cały materiał jest spójny, choć nie można go obdarzyć zaszczytnym mianem konceptu. Niemniej z takim materiałem zespół może śmiało wyruszać w zagraniczne podróże.
Czy Coma zawojuje Europę? Czy uda im się dokonać tego, co nie udało się Myslovitz i Hey? Sam lider zespołu do końca w to niedowierza. Z pewnością na ich korzyść działa 15-letnie doświadczenie sceniczne i setki zagranych koncertów. To zdecydowany atut przed zachodnią publicznością, która nie zna dokonań Comy, i którą trzeba będzie przekonać do siebie muzycznym kunsztem. Członkowie zespołu są jednak realistami i ich pragnieniem jest zdobycie grupy sympatyków, aby co najmniej raz do roku mogli wyjechać na kilka zagranicznych koncertów ku ich uciesze.
Płyta ‘Don’t Set Your Dogs On Me’ w naszym kraju z pewnością znajdzie tyleż samo zwolenników co przeciwników. Zespół pokazuje, że świetnie radzi sobie z krytyką i potrafi zdystansować się od fanów próbujących wejść muzykom na głowę i dyktujących, jaką ścieżką ma podążać. Warto docenić to, że zespół podnosi sobie poprzeczkę i wyznacza coraz trudniejsze cele. Inaczej działalność Comy byłaby niczym innym, jak tylko odcinaniem biletów od dotychczasowej twórczości.