Gdy w 2008 roku z Akurat odszedł Tomek Kłaptocz pojawiły się głosy, że to już koniec zespołu z Bielska-Białej. Grupa udowodniła jednak, że po tej stracie potrafi się podnieść, w tym samym roku światło dzienne ujrzał krążek „Optymistyka”, dwa lata później płyta „Człowiek”, a 6 listopada tego roku krążek „Akurat gra Kleyffa i jedną Kelusa”. Wszystkie trzy krążki ukazały się nakładem wydawnictwa Mystic Production, odpowiedzialnego między innymi za ostatnią płytę Marii Peszek czy Lao Che, co udowadnia, że Akurat trzyma się na powierzchni.
Wracając do samego krążka: jego charakterystyka zawiera się w tytule. Piotr Wróbel, wokalista i autor większości tekstów dotychczasowych płyt, ograniczył się tym razem do gitary i śpiewu.
Utwory znajdujące się na płycie to nowe aranżacje pieśni wykonywanych przez nieco dziś zapomnianych panów Kleyffa i Kelusa, poetów i bardów. Gwoli ścisłości – 10 pozycji pierwszego i 2 drugiego. A to i tak nie do końca prawda, bo te 2 to tak naprawdę dwie koncepcje jednego utworu. Mowa o singlu promującym płytę. „Przed snem -Słoiczek Tiananmen” pojawia się w dwóch niewiele różniących się wersjach. Ten jedyny wykorzystany na krążku tekst Kelusa jest zarazem najlepiej zaaranżowany. Nadpobudliwość zespołu udało się powściągnąć dzięki czemu nie przeszkadza ona w odbiorze melancholijnego tekstu. A ten, mimo, że powstał na początku lat 90tych, tuż po masakrze na placu Tiananmen, nie traci ani trochę na aktualności, bo i w Chinach niewiele się zmieniło. Niejednoznaczny lęk i strach pozostają.
Muzyczne ADHD nowego Akurat to choroba nader przewlekła i trudna do opanowania. Bardowskie utwory, pierwotnie dość powolne i wykonywane przy raczej skromnym akompaniamencie, w niektórych przypadkach – samej gitary, po konwersji Akurat nabierają całej masy dodatkowych brzmień.
Muzyczne ADHD nowego Akurat to choroba nader przewlekła i trudna do opanowania. Bardowskie utwory, pierwotnie dość powolne i wykonywane przy raczej skromnym akompaniamencie, w niektórych przypadkach – samej gitary, po konwersji Akurat nabierają całej masy dodatkowych brzmień.Zespół potwierdza tu, że nie ma przesady w słowach, którymi sam się opisuje – ta płyta to dosłowne akuratowskie „poezja ska-kana”.Taki zabieg przywodzi automatycznie na myśl podobną próbę w wykonaniu zespołu Strachy na Lachy i eksperyment z utworami Kaczmarskiego na płycie „Autor”. Tam też aranżacje polegały na zmianie tempa i warstwy muzycznej. Czegoś w rodzaju dostosowania starych treści, do nowych, szybkich czasów. Akurat poszedł podobną drogą. Wychodzi to dość zgrabnie dla ucha np. w piosence „Kochana Kochana Kochana” czy „Jestem z Tobą”, gdzie tematyką jest miłość, w dodatku szczęśliwa. W przypadku tego pierwszego utworu w grę wchodzą nawet elementy humorystyczne i po wsłuchaniu w kawałek, trudno się pod nosem nie uśmiechnąć.
Gorzej jeśli mnogość dźwięków i żywe tempo partnerują poważnym tekstom. Za przykład niech posłuży utwór „Bruno Shultz”. Trzeba się wysilić, żeby domyślić się, że ten intensywny mix przewodzącego saksofonu, gitary elektrycznej i perkusji kryje pod sobą tragiczną historię, na dodatek taką, która słuchaczowi posłużyć ma jako ponadczasowa przestroga.Bawiąc się w tak daleko idący muzyczno-tekstowy kontrast, Akurat balansuje na cienkiej granicy między groteską a skonsternowaniem słuchacza.
Krążek „Akurat gra Kleyffa i jedną Kelusa” udał się średnio. Aranżacje zbyt mocno odbiegają od tekstów, a Wróbel chyba nie potrafi opanować beztroskiego brzmienia własnego głosu. Paradoksalnie bardzo jednorodna pod względem muzycznym płyta przez niezgranie kompozycji z tekstami wypada bardzo nierówno. Jeśli ktoś wymaga od utworów spójności, to nie ma co podchodzić nawet do tej płyty.