Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Metronomy – „Love Letters”

Brytyjski zespół Metronomy po trzech latach powraca z nowym materiałem. Mimo, że to ich czwarta płyta, muzycznie liczą się tak naprawdę dopiero od trzeciej. Od kilkunastu lat ich skład regularnie ewoluuje. Muzycy odchodzą i przychodzą – podobnie jest z ich twórczością.

Zmiana stylu na wyrafinowaną i niezbyt ciężką elektronikę podziałała tylko i wyłącznie na plus.

Metronomy w 2011 roku porwało fanów nienachlanej elektroniki albumem The English Riviera. Wcześniej z brzmieniem tej grupy było różnie – raczej nie porywała imprezowym klimatem – dlatego zmiana stylu na wyrafinowaną i niezbyt ciężką elektronikę podziałała tylko i wyłącznie na plus. Album The English Riviera zachęcał wakacyjną i ciepłą okładką – i taki też jest w środku. Bez fajerwerków i grzmotów, ale po prostu przyjemny – do posłuchania na urlopie.

Trzy lata po premierze tego krążka ukazuje się kolejny – Love Letters. Włączając go po raz pierwszy miałam nadzieję, że będzie podobny do poprzedniego – niewymagający zbyt wielkiej uwagi, grający gdzieś z boku, nierozpraszający, ale nadal godny uwagi. Moje nadzieje nie do końca się spełniły, ale za to zostałam pozytywnie zaskoczona, bowiem tym razem Brytyjczycy postanowili być nieco wyraźniejsi, a tym samym godni jeszcze większej uwagi.

To, co się zmieniło, to podejście do grania muzyki elektronicznej, bo o ile na trzecim albumie Metronomy prezentowało się raczej współcześnie, to teraz zespół sięgnął do sposobu tworzenia tego rodzaju brzmień sprzed czterdziestu lat.

Główne założenie przyjemnej elektroniki połączonej z popem pozostało to samo. Zmieniły się jednak proporcje i, co ciekawe, trudno określić na którą przechyliły się szalę. Wszystko zależy chyba od konkretnego utworu – oznacza to, że w każdym proporcje rozkładają się różnie, ale na szczęście album przez to nie staje się nierówny i pozbawiony wiodącej koncepcji. To, co się zmieniło, to podejście do grania muzyki elektronicznej, bo o ile na trzecim albumie Metronomy prezentowało się raczej współcześnie, to teraz zespół sięgnął do sposobu tworzenia tego rodzaju brzmień sprzed czterdziestu lat. Efekt? Jak najbardziej zadowalający.

Love Letters i poprzedni ich krążek włącza się wtedy, gdy umysł potrzebuje odpocząć od muzyki wymagającej skupienia.

Po raz kolejny bez fajerwerków, ale z nowymi rozwiązaniami muzycznymi i ewoluującymi pomysłami na siebie. Metronomy zajmuje takie miejsce w świecie muzyki, które nie otrzymuje wielkich owacji na stojąco od całego globu, ale nie dostaje też batów. Love Letters i poprzedni ich krążek włącza się wtedy, gdy umysł potrzebuje odpocząć od muzyki wymagającej skupienia. Absolutnie nie umniejszając zespołowi – zajmuje on lożę uspokajaczy i przeczekajek. Co nie znaczy, że nie można mieć go dość, bo i owszem – można, gdy głowa pęka od cały czas nienaturalnej jeszcze dla naszych uszu elektroniki.

Zawirowania w składzie Metronomy sprawiają, że nie jest oczywistym kto gra teraz w zespole. A zatem – Joseph Mount odpowiadający za wokal, gitarę, gitarę basową i perkusję oraz za kompozycję, Anna Prior grająca na perkusji, Oscar Cash – klawiszowiec – oraz Olugbenga Adelekan – basista. Ponadto w nagraniach wzięli udział: Michael Lovett – na klawiszach, Airelle Besson, Daniel Zimmerman oraz Thomas Depourquery – na instrumentach dętych, a także wokaliści – HowAboutBeth, Jaelee Small, Kenzie May Bryant.

 

 

Zdjęcie: oficjalny fanpage zespołu