Najnowszy album „Ciepło-zimno” to piąte, studyjne dziecko happysadu. Kolejne wydawnictwa tego zespołu to niewątpliwie nie tylko zmagania ze stworzeniem nowej dawki dobrej muzyki, ale też nieustanne pokonywanie poprzeczki, którą panowie co rusz zawieszają sobie wyżej i wyżej. Dlatego też po ostatnim krążku „Mów mi dobrze”, który swoją premierę miał trzy lata temu, obawy o to, czy kolejny będzie chociaż tak samo dobry, były rzeczywiście spore.
Siła całego krążka ponownie spoczęła na emocjonalnie rozchwianych tekstach. To oczywiście zasługa Kuby Kawalca, który w tych trzynastu kawałkach umieścił te same, co zwykle wartości, pragnienia i fobie, ale ubrał je w zupełnie inne konteksty i metafory. Wokalista zespołu udowodnił też, że erotyczne pragnienia mężczyzn można wyrazić w taki sposób, że najwybitniejsi poeci nie powstydziliby się wersów z pierwszego i póki co jedynego singla pt. „Wpuść mnie”. I tutaj pojawia się pytanie powracające przy każdym nowym albumie happysadu – czy ten zespół dojrzewa czy mentalność nastolatków w głowach i sercach tych dorosłych facetów zostanie już na zawsze? W ich wypadku pojęcie dojrzewania okazuje się totalnie względne i nieuchwytne przez żadną skalę. W ocenie całej płyty, jako połączenia słów, muzyki, brzmienia i kondycji muzyków, można zaryzykować stwierdzeniem, że panowie dorośli. Jednak taka teoria nijak się ma do poszczególnych utworów, a zwłaszcza wtedy, gdy mówimy o budowaniu opowieści przez teksty. Wrzucając do jednego worka lęki, chwiejne nastroje, słabości, młodzieńcze zakochania i przebłyski optymizmu, nie sposób mówić o dojrzałości, nawet jeśli muzycznie happysad wskoczył na kolejny stopień. A zrobił to niewątpliwie.
Krążek „Ciepło-zimno” utrzymany jest w charakterystycznym dla happysadu klimacie – to zawsze działa jak najbardziej na plus, bo chociaż zmiany są często pożądane, to w wypadku tego zespołu zburzyłoby to cały jego dotychczasowy dorobek. Happysad w żadnym calu nie zmienił swojej mentalności, wokal Kawalca nieprzerwanie ma chłopięcy i niewinny wydźwięk, teksty balansują na granicy oddzielającej życie chłopca od życia mężczyzny, bohaterowie tych tekstów nadal są zagubieni, zakochani i bliscy depresji, a raz na jakiś czas potrafią zebrać się w sobie i docenić coś dobrego. Nienaruszone zostało też gitarowe brzmienie i jego prostota, aczkolwiek kilka melodii jest zaskakujących. Największą niespodziankę sprawia utwór „Do krwi”, utrzymany w niemal majestatycznym i modlitewnym klimacie. Bardzo dobre ważenie robi też kawałek pt. „Nie będziem płakać”. Do jego wykonania zespół zaprosił Marcelinę. To ciekawe urozmaicenie i niewątpliwie duża szansa dla debiutującej niedawno na polskim rynku muzycznym młodej wokalistki. Połączenie jej niemal dziecięcego głosu z tym chłopięcym Kawalca aż prosi się o ich dalszą współpracę.
„Ciepło-zimno” jest zdecydowanie bardziej zimne niż ciepłe, ale to się chyba nie zmienia. Happysad od zawsze jest bardziej „sad” niż „happy”. Dlatego wierni fani nie powinni być zawiedzeni, a i ci mniej wierni też znajdą kilka utworów dla siebie. Już niedługo zespół rusza na promującą płytę trasę koncertową, jej zakończenie na początku grudnia w Toruniu.