Głupi – to tytuł debiutanckiej płyty Tomasza Organka. Jej premiera odbyła się 12 maja. Prezentujemy wywiad, zrealizowany w nieprzypadkowym miejscu.
Miejsce akcji: Studio Sferax, stara kanapa, wyświechtana wykładzina, wokół mikrofony i kable. Dom Studencki nr 8, studio przy Radiu Sfera. Toruń.
B.Ch.: Spotykamy się tutaj nieprzypadkowo. W tym miejscu powstały pierwsze muzyczne szkice z Twojej najnowszej płyty. Jak ten materiał dojrzewał w Tobie od tamtego czasu?
Organek: Przyniosłem tutaj swoje 3, albo 4 pierwsze piosenki. W sferaxie zaczęliśmy je nagrywać – trochę się rozwinęły, ale w całokształcie zachowały swój charakter. To było takie naturalne miejsce – przez ludzi, przez sprzęt – tutaj nagrywaliśmy pierwsze demo Sofy, jeszcze z Michałem Jacaszkiem. Wracając do Organka, szukaliśmy brzmień, rozwiązań, ale to także dlatego, że pracowaliśmy z fajnym realizatorem, z którym się dobrze dogadywałem, Bartkiem Jaworskim. Mieliśmy komfort pracy, luz, i w takich warunkach powstały te pierwsze kompozycje.
B.Ch.: Pamiętam, że po pierwszych nagraniach, kiedy jako słuchacze, mówiliśmy, że a może tutaj jakaś przeszkadzajka, czy coś, odpowiadałeś, że nie, że tylko stukanie nogą w podłogową deskę może przejść… To był Twój bardzo minimalistyczny etap. Później, odrobinę rozwinąłeś koncepcję…
Organek: Piosenkę „Głupi ja” zrealizowałem tupając w deskę. Ale na tej płycie w ogóle nie ma takich fajerwerków produkcyjnych, bo mi na tym nie zależało. Jestem szczęśliwy, że ona powstała dosyć szybko, ale nie na tyle, żeby ktoś mnie gonił z terminami. Mogliśmy wszystko dopracować, nie musiałem się spieszyć. Pewne rzeczy musiały się uleżeć w głowie, dojrzeć w komputerze, stąd niektóre elementy się dodatkowo pojawiły. Tak jak w „O, matko”, piosence, która jako pierwsza została w ogóle nagrana, w ramach szkicu w Radiu Sfera. Dodatkowe elementy to także efekt współpracy z kolegami z zespołu, Adamem i Robertem. Oni sugerowali, żeby jeszcze coś z tym materiałem zrobić, początkowo się broniłem, ale teraz, po odsłuchaniu tych surowych wersji, stwierdzam, że warto było to dopracować.
B.Ch.: Jesteś muzykiem z doświadczeniem w wielu projektach, ale do tej pory nie pokazywałeś pazura z tej bajki oldschoolowej, rockowo-bluesowej. To prawdziwy Tomasz Organek, który siedział w Tobie i musiał wyjść akurat w tym czasie?
Organek: Wszystkie Tomki są prawdziwe, bo nigdy nie działałem w projekcie, który robiłbym wbrew sobie. Sofa się zmienia, ja się zmieniam, tak samo u Foxa występując realizowałem jakieś swoje zachcianki. Ze wszystkimi którymi pracowałem, było nam po prostu po drodze. Zespół Organek to było takie moje marzenie o projekcie solowym, od zawsze. Wiedziałem, że muszę stanąć na obydwu nogach, podpisać się z imienia i nazwiska. Kiedy przebrnąłem przez różne fascynacje muzyczne, doszedłem do momentu, że najbardziej mnie bawi podłączenie gitary do wzmacniacza i zaśpiewanie dobrego tekstu do dobrej kompozycji. Jak sobie to uświadomiłem, wiedziałem już jak nagrać tę płytę. To jest też chyba sprawa mojego rocznika, bo ja w liceum słuchałem w zasadzie trzech płyt w kółko: The Doors, Jimi Hendrix i Creem. Ta muzyka towarzyszyła mi od samego początku…
B.Ch.: … [to wywiad radiowy, więc resztę odsłuchajcie poniżej, tam mowa między innymi o półbogach i wspierających ojcach, alternatywie, która w Wielkiej Brytanii grana jest w popowych rozgłośniach, głupiej trasie koncertowej, tajemnicznym występie na wielkim festiwalu i chęci pobudzenia innych do grania tego typu muzyki]…