Szukać takiego drugiego zespołu jak Natural Mystic można na próżno, bowiem pod naszym polskim niebem wytworzyli absolutnie unikatowy styl. Bo gdzie jeszcze usłyszeć można kontrabas, akordeon, dęciaki oraz gitary i to w najlepszym – akustycznym wydaniu? Połamane dźwięki i gatunki zarejestrowane na żywo na ich ostatnim krążku „Medycyna Ostateczna”, nagrane zostały w Lubię Wąchać Winyl Studio, pod czujnym producenckim okiem (czy raczej uchem) Mariusza Dziurex’a Dziurawca Activatora (odpowiadającego wraz ze Smokiem również za mix i mastering).
10 utworów, które pomimo wewnętrznego zróżnicowania stylistycznego idealnie ze sobą współgrają i wprawiają w dziwny stan, w którym nie liczy się nic poza serwowanymi dźwiękami. A te zaskakują, a to punkową energią, a to z kolei dubową przestrzenią. I te wokale… Gabi i Kinek wydają się wprost płynąć po melodiach. Ogromny ukłon należy się także gościom obecnym na płycie: Ewie Wałeckiej z Kapeli ze Wsi Warszawa za partie smyczkowe, sekcji dętej zespołu Dubska za energetyczne dęciaki oraz Robertowi Brylewskiemu i Włodzimierzowi Kiniorowi Kiniorskiemu za udział w interpretacji „Hard to say” Izraela.
Teksty Kinka, pełne metafor i zabaw w skojarzenia przenoszą słuchacza w inny wymiar.
Teksty Kinka, pełne metafor i zabaw w skojarzenia przenoszą słuchacza w inny wymiar. Gdzieś pomiędzy tu i tam, na granicę snu i jawy, w poszukiwaniu uniwersalnych prawd odnoszących się do indywidualnego „ja”.
W moim osobistym rankingu na prowadzenie wysuwa się kawałek „Madhouse” z brzmiącym niepokojąco refleksyjnie refrenem „are we ghosts in the madhouse?”. Genialne przejście z żywiołowego, nieco futurystycznego, jakby dancehallowo-raggamuffinowego brzmienia na spokojny, wyważony, z lekkimi południowo-folkowymi wpływami rootsem, doświadczymy w utworze „Roots”. Ta bardzo płynna zmiana tylko upewnia nas w przekonaniu o kunszcie artystycznym muzyków. Na zamykający płytę „Cień” warto byłoby czekać „sześć nocy i szósty dzień”. Historia opowiedziana w nieco teatralny sposób, dopełniona akustycznym instrumentarium, przyprawia słuchacza o niemalże mistyczne doznania. „Medycyna Ostateczna” faktycznie powinna być traktowana jako lek i wydawana bez recepty na wszelkie schorzenia. Jeśli jednak na nic nie mogłaby pomóc i byłaby ona „medycyną ostateczną” – śmierć byłaby całkiem przyjemnym zjawiskiem.
Ola Krajewska
Zdjęcie: oficjalny profil grupy na fb