Wujek Titi, znany doskonale polskim metal heads z flagowego dla rodzimej sceny Acid Drinkers i solowego motorhead’owego Titus Tommy Gun z dumnie wypiętą piersią prezentuje debiutancki album kolejnego zespołu sygnowanego własnym pseudonimem. Choć Anti Tank Nun ciężko nazwać projektem Titusa, bo muzyk do składu kapeli doszedł jako ostatni, wiadomym jest, że to jego zapijaczona facjata jest marką reklamową tej młodej kapeli. Młodej zarówno ze względu na staż, jak i wiek gitarzysty prowadzącego – Iggiego Gwadery, który będzie mógł chwalić się potomnym, że już w wieku 14 lat wziął udział w nagraniu rewelacyjnej metalowej płyty.
Kapela w dość rozgarnięty i sprytny sposób funkcjonuje zaledwie od początku tego roku. Internetowa promocja kolejnych numerów, występy przed dużymi zespołami (Accept, Thin Lizzy) i w końcu wydanie miodnego LP to już, na skład z tak niewielkim stażem, spory sukces. W prawdzie youtube’owa premiera pierwszego utworu „If You Going Through Hell, Keep Going” (ot klasyczny heavy, ukierunkowany w stronę brytyjskiego soundu), nie dawała powodów do zbytniej egzaltacji, jak się jednak okazało, kawałek nie jest w żadnym stopniu dla omawianej płyty reprezentatywny. Nie mamy bowiem na „Hang’em High” do czynienia wyłącznie z klasycznym NWOBHM – muzyce zawartej na tym LP bliżej do groove, czy nawet thrash metalu, bardzo przebojowego, nowocześnie zagranego, opartego na ciężkich riffach i dość mocno wyeksponowanej sekcji rytmicznej soundu.
Debiut ATN to petarda sporego kalibru. Prosta, dosadna konstrukcja, bazująca na surowych riffach, rock’n’rollowej swobodzie oraz melodyjnych heavy metalowych solówkach Iggiego, choć prosta w środkach i wyrazie, sprawdza się w praktyce bardzo porządnie. Rozpoznawalny na kilometr wokal Titusa zaś, to wisienka na torcie, doskonale dopełniająca miodną muzykę kapeli.
Wprawdzie nie do końca nieuzasadnione były obawy o to, czy udział wokalisty nie sprawi, że ATN będzie brzmiał jak klon Acid Drinkers , kompozytorzy materiału (za 90% odpowiadają za niego Adam „Adi” Bielczuk i Titus) zadbali jednak o to, by tak się nie stało. Choć w niektórych momentach skojarzenia są jednoznaczne – patrz chociażby Killer’s Feast, struktury utworów, ich melodyka, czy całościowa aranżacja funkcjonują w zasadniczo innych rejonach niż twórczość poznańskiego składu. Jeśli miałbym już pokusić się o skojarzenia, to zbliżyłbym ATN do reinkarnacji polskiego Neolithic – zespołu Black River. Jeśli więc kojarzycie ekipę Kaya, Taffa, Oriona, Arta, i Daraya, możecie śmiało po Przeciwpancerną Zakonnicę sięgnąć. Podobne stężenie zabawy, adrenaliny, zimnego browara, tudzież mocniejszego trunku gwarantowane.
Prosta, dosadna konstrukcja, bazująca na surowych riffach, rock’n’rollowej swobodzie oraz melodyjnych heavy metalowych solówkach Iggiego, choć prosta w środkach i wyrazie, sprawdza się w praktyce bardzo porządnie.
Mimo przeważnie radosnego, zabawowego charakteru płyty, kapela umieściła na niej szereg cholernie ciężkich patentów, które nadają muzyce pikanterii i charakteru. Taki „Devil Walks”, „Mash”, „Hard, Capricious, Rowdy, Lethal” czy rewelacyjny „Homme Fatal” gniotą aż miło.
Pozostaje wyczekiwać koncertów grupy, zapowiedzianych na jesień tego roku – taka muzyka na żywo nie może się nie sprawdzać. Gorąco polecam.
8,5/10 by Synu