Nie ukrywam – amerykańska Metal Blade Records to dla mnie wyznacznik pewnej jakości. Stajnia posiadająca w swym katalogu metalowych gigantów pokroju Cannibal Corpse, Hate Eternal, Dew-Scented, Six Feet Under, King Diamond, Primordial, Vomitory, Nightfall, Amon Amarth czy Behemoth ma również bardzo szczęśliwą rękę (bądz też speców) od wyszukiwania mniejszych, choć nie mniej ciekawych talentów. Wystarczy wspomnieć o rewelacyjnych In Solitude, King of Asgard, Lazarus A.D., Allegaeon, Unearth, Charred Walls of the Damned czy o omawianym w poniższym tekście Goatwhore, by z grubsza zgodzić się z wyżej postawioną tezą. Ostatni z wymienionych zespołów wydał w lutym tego roku swój najnowszy krążek, którym wstydu z pewnością swojemu wydawcy nie przynosi.
5 płyta amerykańskich złośników zatytułowana „Blood for the Master” to nieco ponad 30 minutowa porcja siarczystych groove/death metalowych kompozycji. Kawałki wprawdzie w kontekście przebojowości i bezpośredniego zmuszania do niekontrolowanych zachowań, w porównaniu z poprzedniczką wypadają nieco gorzej (Carving Out the Eyes of God z 2008 roku była rzeczą absolutnie kapitalną), z pewnością jednak nie są mniej rasowe i mięsiste.
Słuchając dźwięków zamieszczonych na Blood For The Master ma się wrażenie obcowania z dobrze naoliwioną, masywną maszyną, której tłoki pracują z pełną precyzją.
Wciąż bowiem mamy do czynienia z bardzo dosadnym, soczystym, motorycznym, silnie osadzonym w death’owej tradycji metalowym materiałem. Próżno szukać w muzyce Amerykanów technicznych popisów czy nowatorskiego podejścia do ustalonego kanonu – muzyka grajków z Nowego Orleanu nastawiona jest na prostotę i bezpośredniość. Przepis na sukces jest jasny – średnio 4 riffy na kawałek, motoryczna, nieustannie napędzająca całość gra sekcji rytmicznej, rasowy, brudny thrashowo/deathowy wokal i bezkompromisowa jazda – to recepta na danie, które podejdzie bez popity każdemu sympatykowi ciężkich dźwięków. Zamierzona stylistyka przynosi pożądane rezultaty. Kompozycje zamieszczone na płycie to petardy, przy których ciężko usiedzieć w miejscu.
Już Collapse In Eternal Worth dość wymownie otwiera całość – bez zbędnych wstępów i rozgrzewek trafiamy w sam środek tornada rozkręcanego przez Goatwhore na nowym krążku. Rytmiczność i motoryka tej muzyki to największe jej zalety. Słuchając dźwięków zamieszczonych na Blood For The Master ma się wrażenie obcowania z dobrze naoliwioną, masywną maszyną, której tłoki pracują z pełną precyzją. Jest wprawdzie kilka wolniejszych momentów (m.in. In Deathless Tradition, czy wstęp do Embodiment Of This Bitter Chaos), w większości nie ma jednak miejsca na stonowanie, zmiany tempa, różnorodne wtrącenia, przejścia czy inne urozmaicenia. Materiał pędzi przeważnie na złamanie karku a kierowca ciśnie do dechy. Po kilkunastu takich podróżach ja wciąż nie mam dość.
Nie trudno domyślić się oceny, na którą ta płyta zasłużyła. Spójna, bardzo rasowa, piekielnie mocna pozycja. No i okładka, która potwierdza motto zdające się kierować poczynaniami zespołu – „największa siła tkwi w prostocie”. Polecam gorąco wszystkim czarcim pomiotom!
8,5/10 by Synu.