Złota płyta i pierwsze miejsce na liście OLiS miesiąc po premierze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że te dane dotyczą albumu eksperymentalnego, łączącego hip-hop z muzyką ludową. A mowa o krążku Donatana „Równonoc – słowiańska dusza”, krążku, w którym pokładałam niemałe nadzieje, a wyszło trochę jak zwykle.
Pomysł godny mistrza, oprawa wizualna na bardzo wysokim poziomie, potencjał niesamowity, tylko ten Donatan jakiś taki niewyraźny. A skoro o wilku mowa – Donatan, a właściwie Witold Czamara, to głównie producent muzyczny, zajmujący się przede wszystkim hip-hopem. Jeśli nie słyszeliście o nim wcześniej, to nie przejmujcie się – żaden solowy projekt wam nie umknął, bo „Równonoc” to pierwsze tego rodzaju dziecko Czamary.
Album otwiera głos Tomasza Knapika, bardzo popularnego lektora, który objaśnia, kim byli i kim są Słowianie. W tle słychać już pierwsze folkowe dźwięki i taki wstęp zapowiada, że jest to płyta tajemnicza i ekscytująca w połączeniu tak różnych gatunków. Czy tak się rzeczywiście dzieje? Wielu gości pojawia się na tym albumie. Jako pierwszego, w utworze „Słowianin”, słyszymy rapera o pseudonimie artystycznym VNM. To na jego barkach spoczywa niemal cały ten kawałek i trzeba przyznać, że w duecie z kobiecym śpiewem ludowym, brzmi on nieźle. Pezet, Gural i Pih również odnaleźli się w tej stylistyce, ale nie sprawiło to, że ich wokale stały się bardziej ludowe. Panowie rapują ostro i dobitnie – tak jak zawsze. W utworze „Z samym sobą” pojawia się Sokół i z nim jest jeden problem, bo nie zupełnie wpasowuje się w ten nurt i nie zgrywa się ze, wspomnianym już, folkowym zawodzeniem kobiet. Kawałek „Nie lubimy robić” poziomem odbiega okrutnie, bo co z tego, że dziewczyny śpiewają pięknie, skoro raperzy wypadają na tle całości dość prostacko i amatorsko, ale za to zachrypnięty i nieco starczy głos Onara w kolejnym kawałku ratuje sprawę. „Z dziada pradziada” z udziałem Trzeciego Wymiaru to z kolei głos słowiańskich wojowników połączony ze śpiewem ich niewiast – efekt zniewalający. Mes i Paluch, podobnie jak Onar, w pełni poczuli swoje słowiańskie korzenie, a znowuż „Niespokojna dusza” i „Pij wódkę” to utwory, które można było zrobić lepiej. „Słowiańska krew” jest kompilacją aż pięciu raperów i ta krew rzeczywiście aż wrze od ilości testosteronu w tym utworze. Następnie robi się nieco melancholijnie, o co zadbali Mioush, Pelson, Ero i Małpa. Tede z kolei zadbał o to, żeby jego ego zupełnie przykryło potencjał „Nocy Kupały”. Dwa ostatnie numery trzymają poziom, ale to trochę za mało, żeby zostać zapamiętanym z udziału w „Równonocy”.
No i to już cała szesnastka, utwór po utworze, żeby pokazać wam jak różnorodna jest to płyta, jeśli chodzi o gości i jednocześnie jak nierówna, w kwestii tego jak ci goście wpasowali się w nurt zaproponowany przez Donatana. Jedni z nich rzeczywiście poczuli się Słowianami, pijącymi wódkę i walczącymi z innymi plemionami, inni próbowali, ale przegrali ze swoimi warunkami wokalnymi. Znaleźli się również tacy, którzy ową słowiańskość chcieli zdominować zbyt dużym poczuciem własnej wartości i nie wyszli na tym najlepiej. Mamy więc dźwięki rodem z koncertów Żywiołaka, ciekawe instrumenty i piękne kobiece głosy, a po drugiej stronie trzydziestu raperów, z których każdy zdeterminowany został przez swoje warunki i styl, z jakim się utożsamia. Tylko gdzie w tym wszystkim producent i inscenizator całego tego przedstawienia? Donatan zaistniał na okładce i za producenckimi sterami, ale dla mnie ta płyta to przede wszystkim popis jego gości. To za co możemy być mu wdzięczni, to zdjęcie klapek z oczu, a właściwie z uszu. Angażując do swojego projektu najlepszych polskich raperów, czyli głosy które już znamy, ułatwił słuchanie tej muzyki. A słuchać warto. I poczuć w sobie Słowianina.
Na koniec dodam tylko, że jeżeli macie wolną chwilę, to koniecznie musicie obejrzeć klipy, które powstały do utworów z „Równonocy”. Teledysków jest już siedem, ale te kawałki są tak malownicze, że z pewnością powstaną kolejne.