O dancingach, pożartym sercu Niemca, ciężkim syrenim ogonie. Reżyserka Agnieszka Smoczyńska zdradza tajemnice pracy nad „Córkami dancingu”, które można było obejrzeć w ramach 14. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest.
„Córki dancingu” łączą elementy horroru, romansu, komedii, obyczajówki. Skąd pomysł na taką hybrydę?
Hybrydą są same bohaterki, czyli są pół-człowiekiem, pół-rybą. Pomysł przyszedł od Roberta Bolesty, który jest autorem scenariusza. Na początku to miały być dwie dziewczynki, ponieważ miała to być historia oparta o zmyśloną biografię sióstr Wrońskich, które skomponowały muzykę i napisały teksty. Ale z tego względu, że jedna z nich – Basia Wrońska – nie zgodziła się na taką wiwisekcję, stwierdziliśmy po jakimś czasie, żeby zrobić z nich syreny, czyli jakby metaforę tych dojrzewających dziewczynek.
Słów kilka o przeszkodach na planie.
Mieliśmy na przykład scenę, kiedy Złota wchodzi do wody. Kiedy zagryza Niemca i wchodzi z sercem w ustach i ma wpełznąć do wody. Zastanawialiśmy się, jak ona ma tam wejść. Bo przecież założyliśmy jej ogon, który waży 35 kilo; wysypaliśmy piasek na takim zejściu i Michalina biedna nie mogła ciągnąć tego ogona. Najpierw daliśmy jej wózek. W momencie, kiedy już się położyła na ziemi, to położyła się na wózku z kółkami i próbowała schodzić. Ale przez to, że był piasek, nie mogliśmy tego wózka pociągnąć. Więc trzeba było ten wózek wywalić. A to już była trzecia w nocy, minus trzy stopnie; kiedy dziewczyna jest rozebrana do połowy, jest strasznie zimno. Był z nami na planie Kuba Knapik, czyli supervisor od efektów specjalnych. Powiedział: „Dobra, ściągajcie ten ogon. Niech ona zakłada spódniczkę silikonową i niech schodzi sama”. No i zeszła Michalina raz do wody i się naprawdę zanurzyła – i to ujęcie weszło do filmu. A cały ogon jest wygenerowany komputerowo.
Trudno było namówić Kingę Preis do takiego szaleństwa?
Trudno. Magda Cielecka – jak przeczytała scenariusz – powiedziała, że ona z wielką chęcią zagra cokolwiek w tym filmie. Kasia Herman też. A Kinga Preis czytała ten tekst miesiąc-dwa i go odkładała. Potem się przyznała, że ona z tego nic nie rozumie.
Jak przekonywać tych, do których film nie trafia?
Wydaje mi się, że nie ma sensu przekonywać kogoś, bo to jest taki film, który się podoba ludziom albo go kompletnie odrzucają. Jeżeli kogoś interesuje zupełnie inne kino, niż nasze polskie kino przesiąknięte psychologią i Kieślowskim – i chce wejść w taki rodzaj zabawy i jazdy bez trzymanki – to myślę, że to jest właśnie ten film.
Ekipa bardzo zżyła się podczas pracy nad „Córkami dancingu”.
Kinga nam mówiła, że zawsze jak się kładła spać, to myślała: „Niech ta noc się skończy!”, po to żeby przyjść rano na plan. To było naprawdę niesamowite. Takie spotkanie przy pracy nad filmem jest bardzo intensywne i jak się kończy, to jest nam ciężko się z tym rozstać. To jest taki jakby syndrom kolonii.
Cała rozmowa dostępna jest w formie video. Agnieszka Smoczyńska opowiada m.in. o kolejnym projekcie, w którym rolę główną zagra Gabriela Muskała.