Lubimy idealizować wspomnienia z czasów młodości. Sytuacje niekoniecznie pozytywne, które wydarzyły się lata wcześniej, kiedy jako niedorośli jeszcze ludzie nie mieliśmy wielu poważnych problemów, okazują się być bezkrytycznie piękne. Idealizacja wśród niektórych fanów metalu jest bardzo zauważalna. Podejście do wszechobecnej kiedyś przemocy, negatywne nastawienie do wszystkiego, co nowe w muzyce, poczucie wyższości ze względu na słuchaną przez siebie muzykę… Miałem więc pewne obawy, że ukazująca się książka Piotra Dorosińskiego o polskim metalu lat 90. pójdzie właśnie w tę stronę.
Jak się okazało – obawy zupełnie bezpodstawne.
Z racji wieku nie miałem możliwości być świadkiem wydarzeń, o których mówi Rzeźpospolita. Lata 90. w Polsce to czasy mi obce i raczej niezrozumiałe. Znam je tylko z książek i opowieści starszych ode mnie osób. Kraj, który ledwie zdążył wydobyć się z komunizmu, został wrzucony na głęboką wodę w zachodni kapitalizm, który ku zaskoczeniu wielu nie przyniósł do Polski płynącej mlekiem i miodem boskiej krainy. Zaczęła pojawiać się frustracja oraz pierwsze regulacje prawne ograniczające całkowicie wolną amerykankę.
Był to również bardzo burzliwy okres dla muzyki metalowej na świecie. Na początku lat 90. spore znaczenie miał jeszcze thrash, który w pierwszej połowie dekady wyewoluował w brutalniejszy death metal. Gdy ten dojrzał muzycznie i wypuścił najbardziej reprezentatywne dla gatunku albumy, w Norwegii zapłonęły kościoły. Black metal wraz ze swoją elitarną postawą odrzucił praktycznie wszystko inne. Z czasem jednak i on, łamiąc swoje pierwotne założenia, stał się komercyjny i bezpieczny. Zmierzch lat 90. to początek nu metalu, włączającego w gitarowy ciężar elementy muzyki elektronicznej czy rapu.
Gdy nałożymy na siebie te dwie warstwy – Polski i metalu – otrzymamy produkt wyjątkowy, unikalny na skalę światową. Piotr Dorosiński – redaktor naczelny Musick Magazine – jest tego absolutnie świadomy. W swojej Rzeźpospolitej nie wziął jednak ciężaru przedstawienia historii tamtych wydarzeń tylko na siebie. Pomimo że sam był wewnątrz tego świata, oddał głos innym – muzykom, wydawcom, dziennikarzom i właścicielom sklepów muzycznych. Na Rzeźpospolitą składa się nieco ponad 700 stron, z czego większość to zapisy rozmów z ludźmi sceny.
Taka forma książki ma swoje wady i zalety. Nie jest to lektura, którą da się przeczytać przy kilku długich posiedzeniach, i nie chodzi tu tylko o jej objętość. Zbiór wywiadów nie ma spójnej i chronologicznej całości. Historia wraz z zakończeniem każdej rozmowy zaczyna się od początku, a doświadczenia każdego z rozmówców dzieją się w nieco innym miejscu i czasie. Sprawia to, że – przynajmniej ja – byłem przy czytaniu trochę zmęczony.
Doskonale jednak rozumiem, dlaczego autor zdecydował się na taką formę. Nie ma możliwości, by w obiektywny i bezstronny sposób przedstawić to, jak wyglądała złożoność relacji z wydawcami. Pojawiają się na przykład w książce postacie odczuwające wrogość do Mariusza Kmiołka (założyciel pisma „Thrash’em All” oraz wywórni Carnage Records), są też wypowiadające się o nim w superlatywach, po czym… wypowiada się sam Kmiołek, nie znając oczywiście wcześniejszych wypowiedzi z książki. Przedstawienie jednej wspólnej dla wszystkich bohaterów rzeczywistości tamtych czasów było niewykonalne.
Takich przykładów na różnorodność i bogactwo polskiego metalu lat 90. jest więcej. Wpływy ideologii z Norwegii były w naszym kraju bardzo mocno zauważalne. Wielu metalowców wyśmiewało ukazujące się „czarne listy wrogów metalu”, a jednocześnie byli też tacy, którzy je tworzyli. Tak więc w Rzeźpospolitej pojawiają się głosy ośmieszające ten pomysł, jak i ktoś, kto tematy ideologiczne traktował bardzo poważnie – Robert „Draken” Fudali (twórca Graveland).
Autor pomimo trzymania się ludzi z metalowej ekstremy robi wyjątki, powołując się na swoje własne upodobania w tamtych czasach (i bardzo dobrze). Tak więc pojawiają się tu osoby związane z zespołami takimi jak Atrocious Filth czy Kobong (który według Wojciecha Szymańskiego – perkusisty grupy – wcale nie grał metalu!).
Moje ulubione wywiady? Tomasz Krajewski (Pagan Records) i Przemysław Popiołek („Infernal Death ‘zine”). Najmniej lubiane? Piotr „Mitloff” Kozieradzki (Hate) i Rob „Draken” Fudali (Graveland).
Subiektywne sympatie do wywiadów mają jednak marginalne znaczenie – nawet te, które zawierają poglądy głupie i niedorzeczne, mają znaczenie dla książki, ponieważ miały także znaczenie dla polskiej sceny metalowej lat 90. Piotr Dorosiński doskonale to rozumie. W rozmowach oddaje głos swoim rozmówcom, a sam tylko kontroluje, by rezultat nie zszedł na tematy nieistotne.
Swój cel – przypomnienie o ulegających zapomnieniu, ale piekielnie interesujących zespołach – Rzeźpospolita realizuje wybitnie. Stara się także odpowiedzieć na pytanie, dlaczego z polskich wykonawców za granicą udało się zaistnieć tylko Behemothowi, Vaderowi i Deacpitated. Czy jej się to udaje? Tak, choć nie jest to odpowiedź jednoznaczna.
Część druga książki to zarys 24 wydawnictw – demówek i pełnych płyt – przedstawionych formie recenzjo-biografii zespołów. Choć część ta zajmuje „ledwie” ponad sto stron, przypomina o świetnych, lecz powoli ulegających zapomnieniu płytom. Wymienię tylko te, które znane były mi przed sięgnięciem po książkę: Triumph of Evil Holy Death, Hellish Ahret Dev oraz Inperdition Damnable.
Choć Rzeźpospolita ma pewien „próg wejścia”, sporo rzeczy trzeba wiedzieć, by zrozumieć, o czym tak naprawdę mówią bohaterowie, to uważam, że jest to również ciekawa pozycja dla tych mniej zainteresowanych samą muzyką. Książka jest ciekawa z historycznego punktu widzenia. Daje ogląd na pewną grupę społeczną, która w bardzo trudnych i ciekawych czasach musiała radzić sobie z przeciwnościami. Nie do pojęcia jest dla mnie choćby fakt, jak bardzo duży udział w działaniu tej sceny miała… Poczta Polska.
Lekturę świetnie urozmaicają poupychane między tekst zdjęcia. Spora część z nich pochodzi z archiwum autora, co pokazuje, że jest jednym z bohaterów książki. Choć sam raczej się nie ujawnia, przez cały czas czuć jego obecność, czy to w przytaczanych wspomnieniach, czy w doborze rozmówców, który jest bardzo subiektywny.
Rzeźpospolita nie jest pracą antykwaryczną ani naukową, nie ma też ambicji encyklopedycznych. Napisałem ją, żeby powspominać cichnącą przeszłość i ciągle głośną muzykę, która po niej została. Nie sposób na łamach zaledwie jednej książki zrysować sylwetek ważnych zespołów i osób tworzących bogaty polski underground lat dziewięćdziesiątych.
Nic dodać, nic ująć, panie Piotrze.
Przygotowałem tematyczną playlistę na Spotify, która zawiera zarówno muzykę bohaterów książki, jak i zespoły w Rzeźpospolitej wspominane. Ogromnej części wykonawców w bibliotece Spotify jednak brakuje.
[cyt.: P. Dorosiński, Rzeźpospolita, Czerwonak 2021, s. 586.]