Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Kino oczami i uszami radiowca, czyli Tofifest 2022

Dwudziesta edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest właśnie się zakończyła. Radio Sfera jak co roku było obecne na tym wydarzeniu.

W tym roku Tofifest rozpoczął się 28 czerwca, a zakończył 3 lipca. Z kolei gala zamknięcia festiwalu odbyła się w sobotę (02.07) w Centrum Kulturalno-Kongresowym Jordanki. Tradycyjne nagrody – Złote Anioły, pofrunęły m.in. do Roberta WięckiewiczaAleksandry Popławskiej. Jednak miłośnicy kina mogli uczestniczyć w pokazach filmowych również w niedzielę. Jakie produkcje przykuły uwagę radiowców?

Na samym początku z pewnością należy wspomnieć o obrazach, które wybiły się w paśmie From Poland. „Żeby nie było śladów”, czyli Polska rok 1983 i operacja „Junior”. Publiczność na ekranie mogła zobaczyć m.im Tomasza Ziętka, Jacka Braciaka, Agnieszkę Grochowską, czy Roberta Więckiewicza. Za reżyserię odpowiada Jan P. Matuszyński.

Katolicyzm, aktywizm i homofobia, czyli elektryzujące współczesne połączenie, zebrane w obrazie „Wszystkie nasze strachy”. W rolach głównych: Dawid Ogrodnik, Maria Maj i Andrzej Chyra, reżyseria: Łukasz Ronduda i Łukasz Gutt.

W tym roku na festiwalu obecny był także Maciej Stuhr, który u boku Weroniki Książkiewicz zagrał w produkcji Konrada Aksinowicza, pt. „Powrót do tamtych dni”. To idealny obraz dla fanów kaset VHS, gumy balonowej i po prostu lat 90. Z kolei Katarzyna Klimkiewicz w 2021 roku zabrała widzów do lat 60. PRL i polska Marilyn Monroe, czyli Kalina Jędrusik (w tej roli Maria Dębska) w produkcji pt. „Bo we mnie jest seks”.

Kadr z filmu „Żeby nie było śladów”.

Podczas festiwalu pogoda dopisała, w związku z tym organizatorzy mogli zaprosić mieszkańców Torunia na Kino pod gwiazdami oraz Kino zamkowe. W tych dwóch lokalizacjach miłośnicy kinematografii mogli zobaczyć między innymi takie filmy jak „Palm Springs”, czy „Midsommar”.

Pasmo Must see Must be również przyciągnęło wielu widzów. Radiowcom w pamięć zapadły trzy tytuły. Pierwszym z nich jest film pt. „Córka”. To debiut reżyserski Maggie Gyllenhaal, oparty na bestsellerowej powieści Eleny Ferrante. W główną rolę wciela się fenomenalna (zdobywczyni Oscara) Olivia Colman. Obok niej na ekranie można zobaczyć również takich aktorów jak: Jessie Buckley, Dakota Johnson, Ed Harris i Peter Sarsgaard. „Córka”, to opowieść o kobiecie, która konfrontuje się ze swoimi wspomnieniami. Pokazuje trudy macierzyństwa i konsekwencje życiowych wyborów. Dwugodzinny obraz nie wbija w fotel, a raczej sprawia, że w końcu człowiek zaczyna się na nim wiercić. Trochę czekając na rozwój fabuły, trochę czując się niekomfortowo, poznając historię głównej bohaterki, i w końcu trochę próbując zrozumieć jej działania i emocje, wręcz namacalne w każdej scenie.

Kadr z filmu „Córka”.

Reżyseria – Gaspar Noé, Zdjęcia – Benoit Debie; Belgia, Francja, Monako i 142 minuty, czyli produkcja pt. „Vortex”. Na samym początku ma się ochotę napisać, że ten film powinien zobaczyć każdy. Przynajmniej takie ma się wrażenie, siedząc na sali kinowej. Jednak z czasem ono słabnie. „Vortex” jak mówi sam reżyser – „To mroczny film o starzeniu się i próbie przetrwania, gdy zaczynasz tracić zmysły”. Na ekranie widzimy zapis ostatnich dni starszego małżeństwa. Ona cierpi na demencję i powoli traci kontakt z rzeczywistością, on sam jest schorowany, ale nie może się pogodzić z jej chorobą… Podczas seansu dopadają człowieka refleksje życiowe. To jakby jednocześnie odczuwać strach i spokój przed nieuniknionym.

Kadr z filmu „Vortex”.

Jaki film zrobił na nas największe wrażenie w tym roku? Zdecydowanie jest to „Drive My Car”. Produkcja oparta na opowiadaniu Harukiego Murakamiego o tym samym tytule, pochodzącego z książki „Mężczyźni bez kobiet”. Czy trzeba je przeczytać przed seansem? Nie. Czy warto? Tak. Szczególnie jeśli chce się wpaść w rytm historii opowiadanych przez pisarza i wczuć w ich niepowtarzalny klimat. Od pierwszej do ostatniej minuty (a jest ich aż 179) ma się wrażenie, jakby wpadło się do czyjegoś życia, spędziło w nim kilka miesięcy i zaraz potem wypadło. Od pierwszych scen poznajemy Yūsuke – aktora i reżysera teatralnego oraz jego żonę Oto – telewizyjną scenarzystkę, lubiącą opowiadać historie także w łóżku, zaraz po seksie. Niestety w niespodziewanym momencie Oto umiera. Po śmierci żony Yūsuke wyjeżdża do Hiroszimy, by reżyserować w teatrze Wujaszka Wanię. Poznaje tam również pewną młodą kobietę, która staje się jego szoferem, a niedługo po tym niemal przyjaciółką. Trzeba się tutaj zgodzić z opisem filmu – z niebywałą lekkością i czułością opowiada o samotności i traumie. Reżyer – Ryūsuke Hamaguchi idealnie dobrał również głównych aktorów – Hidetoshi Nishijima oraz Tōko Miura. Przez prawie trzy godziny w kinie można dokładnie zapamiętać ich barwę głosu, kolor oczu i każdą zmarszczkę na twarzy. Czy długie dialogi i surowe sceny przeszkadzają? Nie. Co więcej, nie rozpraszają, a pozwalają się skupić na każdej emocji. Nawet Japonia nie gra tutaj jednej z głównych ról. Trzeba jednak przyznać, że reżyser pokazuje nam ją z zupełnie innej strony. Nie ma milionów świateł, wieżowców i tysięcy ludzi na ulicach. Za to jest spokój, szara rzeczywistość i potęga przyrody. A każde wypowiedziane przez aktorów słowo, współgra z tym co ich otacza.

Kadr z filmu „Drive My Car”.

Choć pokazy plenerowe i projekcje w kinach już się zakończyły, wiele produkcji dostępnych jest online. Można je oglądać na stronie organizatora do 11 lipca.

[Tekst: Maria Nowak]