Koncert zespołu Bluszcz w toruńskim klubie NRD zaczął się dość nietypowo… To znaczy z niemałym opóźnieniem. Przyczyny takiej sytuacji pozostają nieznane, jednak muzycy wynagrodzili swoim widzom chwile wyczekiwania, obdarzając ich solidną dawką dobrej muzyki i zabawy.
Toruń to 6. z kolei miasto, w którym zagrali dwaj bracia Jarek i Romek Zagrodni w towarzystwie perkusisty Marcina Mrówki. Trasa koncertowa zespołu rozpoczęła się 22 lutego w Lublinie i nosi nazwę „Kiedy Wiosna Tour”. Do innych miejsc na mapie odwiedzonych przez muzyków należą Przybysławice, Gomunice, Poznań i Szczecin. Fani mieli więc sporo okazji, aby spotkać się z chłopakami z Bluszczu na żywo.
Przypomnijmy teraz odrobinę historii – zespół zadebiutował w 2017 roku, wydając płytę Junior. Do tego czasu powstały jeszcze dwa kolejne albumy, a w zeszłym roku, dokładnie 21 października mieliśmy okazję zapoznać się z trzecim krążkiem grupy o tytule Nowy Pop. Bracia wystąpili na Open’erze, OFF Festivalu i Męskim Graniu. Tym razem przyszedł czas na Toruń i inne miasta w Polsce.
Na koncercie, który odbył się w klubie NRD 10 marca, muzycy zaprezentowali utwory z nowej płyty m.in. Lasy Prywatne, Darko czy Kumpel, ale nie wahali się także przed powrotem do znanych i lubianych przez publiczność utworów. Szczególnym hitem okazała się aranżacja zespołu do piosenki Wyjątkowo Zimny Maj, która w pierwotnej wersji została stworzona przez Maanam. Jarek Zagrodny dopełnił klimatu, zakładając na jej czas ciemne okulary.
Innym ważnym momentem podczas wydarzenia była piosenka Lata Dwudzieste, którą zespół po raz pierwszy pokazał światu w 2020 roku na płycie Krasz, będącej trzecim krążkiem braci. Swoją popularnością momentalnie rozbudziła uwagę publiczności, która nagrodziła muzyków okrzykami i gromkimi brawami.
To zresztą nie przypadek, że singiel nosi nazwę podobną do albumu wydanego niedawno przez Dawida Podsiadłę. Artyści zabierają w nim słuchaczy w podróż do przeszłości, w świat dansingów i wszechobecnej szarej codzienności. Do innych piosenek, które rozgrzały toruńską publiczność tego wieczoru, należały Sopot 86′, Nowy Pop czy Aspen. Bluszcz zaprezentował łącznie 16 utworów, z czego aż 3 stanowiły bisy, dzięki czemu fani mogli poczuć się usatysfakcjonowani koncertem, a nastrój panujący na widowni zapamiętać na długi czas.
Przerwy między utworami zapełniały słowa artystów kierowane do fanów, nie zabrakło też niespodziewanych zdarzeń, takich jak konieczność szybkiej zmiany instrumentu przez wokalistę. Podczas gdy stroił on nową gitarę, uwagę widowni zajął drugi brat, zadając m.in. dwa razy pytanie, jak czujemy się podczas koncertu. Obie odpowiedzi były oczywiście bardzo pozytywne. Muzyk z uśmiechem skomentował zdarzenie słowami: „Nie byłem przygotowany na taki smalltalk. Poszło mi tak na 2+” – dodał po chwili z rozbrajającą szczerością, wzbudzając uśmiech wśród publiczności. Dobra komunikacja z widzami to rzecz, którą zdecydowanie należy docenić w przypadku członków tego zespołu.
Jak określiła to moja koleżanka, która podczas koncertu zajmowała się robieniem zdjęć „Bluszcz to jeden z tych zespołów, które dużo lepiej brzmią na żywo”. Zdecydowanie zgadzam się z tą opinią. Byłam oczarowana kontaktem, jaki udało im się nawiązać z publicznością, swobodą, jaka panowała na scenie i energią, która emanowała z ich muzyki, zarażając dosłownie każdego, kto tylko znalazł się w obrębie sali (choć mam wrażenie, że docierała nawet do osób, które pracowały w oddali za barem). Niemal po każdym utworze Jarek (wokalista) dziękował publiczności za obecność, co dawało nam odczuć, że naprawdę cieszy ich to, że mogą przed nami zagrać.
Zauważalna była od razu więź, jaka łączyła obu muzyków. Rodzinne pokrewieństwo ukazało się, chociażby w chwili, kiedy Jarek zerwał strunę podczas grania bardziej energicznego utworu. Po jego zakończeniu brat oddał mu swoją gitarę. Wokalista podziękował za to słowami: „Dzięki Romek. Na Ciebie zawsze można liczyć. Opowiem mamie”, czym rozbawił, a zarazem rozczulił słuchających go fanów.
Podczas koncertu każdy z muzyków był w pełni zaangażowany we wszystkie utwory. Romek razem z bratem energicznie skakał po scenie, rzucając uśmiechy zachwyconej widowni. Ciężką próbę przeżyły zapewne pałeczki perkusisty, który z pasją uderzał w instrumenty. Marcin Mrówka zaprezentował się fenomenalnie, wzbogacając zespół o mocniejsze brzmienie.
O wysokim poziomie koncertu świadczy choćby fakt, że Bluszcz tego wieczoru zagrał aż trzy bisy. A razem z oklaskami i piskami dobiegającymi często z widowni, jest to dla muzyków najwyższy dowód uznania.
Fotorelacje z toruńskiego koncertu można obejrzeć na stronie kulturalnemedia.pl, a tym, którzy nie mieli okazji usłyszeć jeszcze twórczości zespołu na żywo, gorąco to polecam!
[Fot.: Agata Bychowska]