Disney na dobre rozpoczął swoją wakacyjną ofensywę. W streamingu na widzów czeka nowy Marvel, za chwilę otrzymamy kolejny serial „gwiezdnowojenny”, a w kinach premierę miały już aktorska wersja „Małej Syrenki” oraz nowe przygody Indiany Jonesa. Pośród tych wszystkich premier nie mogło zabraknąć nowej animacji studia Pixar, czyli „Między nami żywiołami”. Zeszłoroczny „Buzz Astral” raczej nie spełnił oczekiwań fanów studia. Czy tegoroczne dzieło to powrót mistrzów do formy?
W sidłach uprzedzeń
Animacje Pixara znane są z tego, że w przystępnej formie podejmują dość poważne tematy. W „Między nami żywiołami” scenarzyści wzięli na tapet temat uprzedzeń na tłach rasowym oraz klasowym. Głównymi bohaterami opowieści są Iskra (w polskiej wersji Maria Sobocińska) oraz Wodek (Michał Mikołajczak). Jak łatwo się domyślić, pochodzą z zupełnie różnych sfer.
Iskra to córka ognistych imigrantów z inspirowanej krajami Bliskiego Wschodu Palinezji, którzy przeprowadzili się do Miasta Żywiołów, by rozpocząć nowe życie. Tam prowadzą sklep z artykułami na bazie ognia w dzielnicy zwanej Fajerkami, w której mieszkają wyłącznie ogniści. Wodek natomiast stworzony jest z wody i pochodzi z wyższych sfer. Bohaterowie poznają się w wyniku nieszczęśliwego wypadku, skutkującego zalaniem piwnicy rodzinnego sklepu bohaterki, będącego oczkiem w głowie jej ojca. Para musi pokonać dzielące ich różnice i współpracować, aby ocalić cały dorobek najbliższych Isi.
Uczucia wrą
Mimo że fabuła jest prosta i raczej mało zaskakująca, to wcale nie przeszkadzało mi to w odbiorze. Historia jest tu właściwie tylko tłem dla wyśmienicie wykreowanych postaci. Isia i Wodek są od siebie zupełnie różni. Dziewczyna jest poważna, jasno określa swoje życiowe cele, a przy tym jest dość wybuchowa. Chłopak to raczej marzyciel, który szuka swojego miejsca, a przy tym jest niezwykle uczuciowy i łzy się z niego leją strumieniami. Jak jednak wiadomo, przeciwieństwa się przyciągają. Para dostaje na przestrzeni filmu całe zatrzęsienie świetnie napisanych scen, w których szczerze ze sobą rozmawiają i wymieniają poglądami oraz emocjami. To sprawia, że da się uwierzyć w kiełkujące między nimi uczucia.
Wątki poboczne również nie zawodzą. Wspominany wcześniej temat uprzedzeń widać tu na każdym kroku. Żaden żywioł nie jest tutaj jednoznacznym „czarnym charakterem” , ale żaden nie jest też święty. Grupy tworzą istny kocioł, i żadna specjalnie nie lubi się z pozostałymi. Zasada jest jedna – żywioły się nie mieszają. Właściwie definiuje ona całe życie Iskry, która zna tylko najbliższe środowisko, które wykreowali dla niej rodzice. Film zgrabnie podejmuje się tej tematyki i jego przesłaniem jest, że ludzie powinni pokonywać dzielące ich różnice oraz starać się próbować nowych rzeczy, a taki morał zasługuje wyłącznie na pochwałę.
Zobacz również: Tofifestowy miszmasz, czyli rozmowy na każdy temat
Piękno żywiołów
Sfera audiowizualna to, jak zwykle, wysoka półka animacji 3D. Można Pixarowi w ostatnich latach zarzucać pewną stagnację, ale na pewno nie na polu wizualnym. Pełne szczegółów otoczenie Miasta Żywiołów zapiera dech w piersiach. Bohaterowie również wyglądają fantastycznie – zwłaszcza wodni i powietrzni. Modele są niezwykle plastyczne i jakości ich wykonania nie da się nic zarzucić. Zachwycają również detale – z ciał postaci wodnych stale opadają krople, a płomień postaci ogniowych przyjmuje różne kolory oraz intensywność w zależności od ich uczuć. Wygląda to całkiem unikalnie i choć styl animacji jest dość klasycznie Disneyowy, to wciąż potrafi cieszyć oko.
Ścieżce dźwiękowej skomponowanej przez Thomasa Newmana również ciężko cokolwiek zarzucić. Utwory zapadają w pamięć, część z nich czerpie inspiracje z muzycznych tradycji Bliskiego Wschodu. Są różnorodne i odpowiednio towarzyszą zarówno scenom emocjonalnym, jak i akcji . Znalazło się również miejsce na piosenkę z wokalem, czyli wykonywane przez Lauva, romantyczne „Steal the Show”.
Między nami – dało radę?
W ogólnym rozrachunku produkcja wywarła na mnie duże wrażenie. W ostatnim czasie filmy Disneya produkowane są dość taśmowo i mało w nich oryginalności. „Między nami żywiołami” to w końcu dobra, zupełnie nowa produkcja, która nie boi się podejmować trudnych tematów, a jednocześnie potrafi rozbawić i wzruszyć do łez. Chcę oglądać takie filmy – dobrze napisane, emocjonalne, wizualnie piękne. Mam nadzieję, że Disney ma w zanadrzu coś jeszcze lepszego. Być może kreatywność jeszcze nie umarła w pogoni za pieniądzem.