„Teściowie 2” to sequel udanego polskiego komediodramatu, który wyśmienicie wykorzystał motyw polskiego wesela, jednocześnie opierając praktycznie całą fabułę na ostrych dialogach. Poznani w „jedynce” bohaterowie raz jeszcze szykują się na ślub swoich dzieci, a tym razem za kamerą stanęła Kalina Alabrudzińska. Jakimi atrakcjami uraczono teraz gości?
Wakacje All-Inclusive
Zarys fabuły jest prosty. Łukasz (Ignacy Martusewicz) i Weronika (Katarzyna Chojnacka) robią drugie podejście do ślubu, tym razem jednak chcą to zrobić w nadmorskim kurorcie, do którego zapraszają oczywiście swoich rodziców. W filmie więc znów obserwujemy perypetie rodzin obojga nowożeńców. Po stronie panny młodej mamy genialnie zagranych przez Adama Woronowicza oraz Izabelę Kunę Tadeusza oraz Wandę. Powraca także Małgorzata, matka Łukasza, jednak bez małżonka. Rzecz w tym, że w czasie pomiędzy oboma filmami Gosia wzięła rozwód, więc w kurorcie pojawia się w towarzystwie o wiele młodszego Jana (Eryk Kulm junior). Film przedstawia dwa dni przygotowań do ślubu, podczas których widzowie raz jeszcze zaglądają głęboko w tajemnice życia rodziców państwa młodych.
Bardzo komediowo…
Główną zmianą w strukturze filmu jest jego skala i rozpiętość tematyczna. O ile w przypadku pierwszej części, przynajmniej w moim odczuciu, mieliśmy do czynienia z intensywnym dramatem z elementami komediowymi, o tyle tu jest zupełnie odwrotnie. Akcja nie rozgrywa się już wyłącznie w jednym lokalu, a w całym kompleksie kurortu. Sceny zmieniają się znacznie bardziej dynamicznie niż te z poprzedniczki. To dało twórcom pretekst do poruszenia większej ilości wątków, ale także do zwiększenia ilości żartów sytuacyjnych. Humor jest tu naprawdę na wysokim poziomie.
Twórcy nie stronią od żartów ze stereotypów, ale nigdy nie wychodzą poza granice dobrego smaku i potrafią naprawdę mocno rozbawić. Jak w poprzedniczce, tak i tutaj część elementów komediowych oparto na różnicach między Gosią a Tadziem i Wandą. Gosia to wyedukowana profesorka z Warszawy, zaś Tadeczek i Wandzia to prości ludzie ze wsi. Twórcy zawarli tu chociażby żarty z ksenofobii, niewiedzy o obcych kulturach, mitycznej wręcz nienawiści Polaków do Niemców, czy też ze skąpstwa polskich turystów. Elementy tego typu działają w tym filmie, bo postacie napisane są jako przerysowane i nie mają być realistyczne. To raczej krzywe zwierciadło, w którym zresztą człowiek przegląda się z wielką ochotą.
…trochę dramatycznie
Skupienie się na humorze nie oznacza jednak, że twórcy zupełnie zapomnieli o sferze dramatycznej. Opiera się ona jednak praktycznie w całości na postaciach kobiecych – Małgorzaty oraz Wandy. Wanda w trakcie pobytu w kurorcie odkrywa na nowo swoją seksualność i jej rozterki są przedstawione naprawdę z dużą dozą zrozumienia i taktu. Nic dziwnego – reżyserka wcześniej stworzyła wyśmienite „Sexify” i raz jeszcze udowadnia, że świetnie umie manewrować po tematach tabu. Małgorzata z kolei stara sobie poradzić z samotnością po upadku jej poprzedniego małżeństwa. To jednak nie koniec, bo w filmie znajdziemy też takie wątki jak przepaść pokoleniowa w związku czy nawet ogólny sens małżeństwa. Na więcej scen dramatycznych zasługiwała też postać Jana, dobrze by było, gdyby ten bohater również miał jakieś rozterki. Rozumiem jednak, że twórcy zdecydowali się położyć nacisk na perspektywę Małgorzaty. Dramat jednak naprawdę tu wybrzmiewa, postaciom się współczuje i świetnie obserwuje. Czego chcieć więcej?
Zobacz też: Cowabunga na całego – Wojownicze Żółwie Ninja: zmutowany chaos [RECENZJA]
Krótko, zwięźle i na temat
Na pochwały zasługuje również warstwa realizacyjna. Nie znajdziemy tu wad innych polskich produkcji – problemów z poprawnym nagłośnieniem dialogów, oświetleniem planu czy montażem scen. Cały film rozgrywa się w różnych zakątkach i wszystkie sceny mają sensowne wyjaśnienie. Widz zawsze wie, gdzie znajdują się postacie, co robią, i jaki jest ich cel, a nawet chronologicznie wiadomo również, do jakiego zakończenia dąży historia. Śledzi się ją z zainteresowaniem, wątków jest sporo, ale wszystkie są poprawnie rozwinięte i zakończone, a oczywiście kilka zachowałem dla siebie, aby w recenzji nie wyjawić wszystkiego. Film jest dość krótki, bo trwa zaledwie półtorej godziny, ale nie pozostawia widza ani z poczuciem przesytu, ani niedosytu. Jest w sam raz.
Udane poprawiny?
W ogólnym rozrachunku „Teściowie 2” to udana kontynuacja i dobre rozwinięcie postaci i pomysłów z poprzedniczki. Jest bardziej dynamicznie, bardziej komediowo, ale równocześnie mamy okazję lepiej zrozumieć motywacje głównych bohaterów (a więc są też elementy dramatu). Postacie pokonują pewną drogę, a widzowie im kibicują. W moim odczuciu to najlepsza seria polskich komedii od czasu „Planety Singli”, której jednak nie udało się utrzymać równego poziomu w całej trylogii. To może teraz trzecia część, tym razem o przygodach Tadzia? Ja jestem całym sercem za, a tymczasem polecam wam drugą odsłonę „Teściów”.
Recenzja przygotowana na podstawie seansu przedpremierowego. Oficjalna premiera kinowa będzie miała 15 września.