Po średnim przyjęciu drugiego „Shazama” oraz „Flasha” wydawało się, że tym roku nie otrzymamy dobrego filmu superbohaterskiego spod szyldu Warner Bros. Jednak ja na horyzoncie widziałem małe niebieskie światło, zwiastujące nadejście nieznanemu szerszej publice bohatera. Film, który pierwotnie miał trafić bezpośrednio na streaming, pojawił się w kinach bez większego szumu. Pomimo jego rodowodu cieszę się, że zobaczyłem go na dużym ekranie.
Schemat goni schemat
Produkcja opowiada losy młodego Jaime Reyesa (Xolo Maridueña), który po ukończeniu studiów wraca do rodzinnego Palmera City. Tam dowiaduje się, że jego rodzina ma poważne problemy finansowe, więc postanawia znaleźć jakąś pracę, aby ich wspomóc. Tak trafia do firmy Kord Industries, gdzie przez przypadek w jego ręce trafia kosmiczny skarabeusz. Urządzenie wchodzi z nim w symbiotyczną relację i daje mu różne nadprzyrodzone zdolności. To jednak nie uchodzi uwadze Victorii Kord (Susan Sarandon), szefowej wspomnianej korporacji. Chce ona odzyskać skarabeusza i przekształcić go w broń masowego rażenia.
Historia brzmi jak coś, co widzieliśmy już w kinie superbohaterskim masę razy i jest to niestety największa wada tej produkcji. Cały film składa się z klisz i schematów, które widzowie znają już na pamięć. Od początku do końca można z łatwością przewidzieć, jak potoczą się losy bohaterów, co może znudzić podczas oglądania. Oczywiście tu i ówdzie znajdziemy nieoczekiwane zwroty akcji, ale jest ich za mało, aby nazwać ten film odkrywczym. Jednak na tym szkielecie reżyser Angel Manuel Soto zbudował grupę naprawdę ciekawych bohaterów, których dalsze losy chcemy z przyjemnością śledzić.
Latynoskie serce
Rodzina Reyesów trzymała mnie przy ekranie do samego końca. Aktorzy mają ze sobą bardzo dobrą chemię, co sprawia, że czujemy, jakbyśmy oglądali prawdziwą rodzinę. Całe ich przekomarzanie czy dogryzanie sobie nawzajem wprowadza tutaj lekkość i dodaje wszystkim charakteru. Jednak najbardziej złapał mnie za serce fakt, że każdy Reyes skoczyłby za drugim w ogień i to bez chwili zawahania. Na tym tle oczywiście najbardziej wyróżnia się Jaime. Musi on w trakcie filmu zaakceptować to kim się stał. Rodzina, będąc cały czas przy nim podczas tych wydarzeń, wyraźnie dodaje mu sił, aby dalej walczyć.
W tej całej beczce miodu musi znaleźć się łyżka dziegciu, którą jest antagonistka. Jest ona typową złą panią z korporacji, która dla pieniędzy zrobi wszystko. Jest to postać mało interesująca, bez większej głębi. Na jej tle trochę lepiej wypada Carapax (Raoul Trujillo), który jako jedyny stanowi poważne fizyczne zagrożenie dla protagonisty. Podobnie jak jego szefowa nie jest on jednak zbyt rozbudowany.
Mała podróż w czasie
Oprócz podkreślenia roli rodziny film wyróżnia się również warstwą wizualną. Palmera City emanuje klimatem lat osiemdziesiątych, a jego unikalność widać na każdym kroku. Cała architektura centrum miasta w pewnych miejscach wygląda jak coś skopiowanego z jakiegoś starego filmu sci-fi, co dodaje uroku tym miejscom. Z drugiej strony przedmieścia zamieszkiwane przez biedniejszych nie odbiegają od reszty miasta swoim stylem oraz wyrazistością. Widzę inspirację miejscami takimi jak Miami czy Rio de Janeiro. Warto wspomnieć, że wielu mieszkańców jest pochodzenia latynoskiego i przez większość czasu posługują się językiem hiszpańskim. Nie jest to wadą, wręcz przeciwnie – pozwala wczuć się w klimat miejsca, w którym jesteśmy, a także lepiej utożsamić się z bohaterami.
Potęga skarabeusza
Jeśli mamy do czynienia z filmem superbohaterskim, musimy oczywiście wspomnieć o tym jak wyglądają sceny akcji. Porównując to np. do niedawnego „Flasha” mamy tu do czynienia z czymś zdecydowanie lepiej wykonanym. Sceny, w których pojawia się Blue Beetle wyglądają naprawdę dobrze. Wszystkie efekty kostiumu i jego różnorakie transformacje są widowiskowe i idealnie odzwierciedlają potęgę, jaką dysponuje Jaime. Pomaga w tym również to, że kostium nie jest jedynie grafiką komputerową. Dzięki temu lepiej czujemy siłę i moc ciosów. Sam film nie ogranicza również arsenału bohatera, często korzysta on z nowych zabawek. Dzięki temu sceny walki nie nudzą się aż do samego końca.
Zobacz również: Ośmiornica rośnie – relacja z Octopus Film Festival, cz. 1
Nowy początek
Moim zdaniem warto zapoznać się z Blue Beetle, pomimo jego licznych niedociągnięć. Ten film to powrót do formy, jeśli chodzi o uniwersum DC. Może nie jeśli chodzi o samą historię, ale o przedstawienie głównego bohatera, a także otaczających go ludzi. Przygody Jaime Reyesa napełniają mnie nadzieją, że w przyszłości będziemy mogli zobaczyć więcej tego typu projektów. Pozostaje czekać, co zaserwuje nam Warner Bros w następnych latach.