Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Post Mortem – piętnasta edycja [RELACJA]

Za nami kolejna edycja festiwalu Post Mortem organizowanego w toruńskim klubie NRD. Inicjatywa powstała w 2015 roku i skupia się na post, sludge, black i doom metalu. Tym razem na scenie można było ujrzeć zespoły SednA, MuN, Grief Circle i Maruntuka.

Frekwencja była raczej przeciętna. Nie było tłumów, ale pustka sali została częściowo wypełniona. Są w tym zalety, ponieważ w takich okolicznościach łatwo jest dopchać się do przodu i zobaczyć z bliska wykonawców i ich kunszt muzyczny. Mimo wszystko smuci mnie fakt, że nie przyszło więcej zainteresowanych, ponieważ wieść o festiwalu była raczej dobrze rozpowszechniona w toruńskim środowisku związanym z post metalem, ale taka to pora roku; przeziębienie nie śpi.

Jako pierwsza wystąpiła Maruntuka. Niestety, nie mam zbyt wiele dobrego do powiedzenia na temat tego performance’u. Od początku były problemy z nagłośnieniem. Bas tłumił gitarę i perkusję, a wokal świszczał nieprzyjemnie w uszach. Ostatnie utwory brzmiały znacznie lepiej. Czuć było doom, czuć było Maruntukowe bagno. Bas wreszcie nikogo nie przygłuszał, wszystko było skoordynowane. Szkoda tylko, że dopiero na sam koniec. Z pozytywów mogę jeszcze wspomnieć ekspresję zespołu, a także kompozycję utworów, która czasem zaskakiwała mnie powrotem głównego riffu w niespodziewanym momencie.

Zobacz też: Wywiad z Piotrem Cichockim z Post Mortem Fest

Drudzy wystąpili Grief Circle. Mam dobrą wiadomość: z występu na występ nagłośnienie było coraz lepsze. Tutaj zdecydowanie łatwiej przyszło mi wczuć się w doomowy klimat. Szczególnie wpadł mi w ucho drugi utwór z setlisty, czyli Outward Spiral, którego tajemnicza, bajkowa wręcz melodia i przestrzenne brzmienie wprowadzały mnie w spokojny trans, by zaraz wyrwać mnie z niego potężnym uderzeniem. Czułam się, jakby opowiedziano mi historię rodem z greckiej tragedii – taką, która zaczyna się niewinnie, a kończy się nieuchronną, klęską w konflikcie z wolą nieugiętych bóstw.

Następny na scenie pojawił się zespół MuN. Nie byłam świadoma tego, jak zjawiskowego występu będę świadkiem. Podobała mi się sekcja rytmiczna, dodająca dramaturgii przez zmienne tempo. Wszystkie instrumenty żyły ze sobą w harmonii, a dopinał to wokal, który dla mnie tego wieczoru wyróżniał się najbardziej. Czasem zdawało mi się, że nie widzę osobnych muzyków, ale jeden dźwięczny organizm. Panował melancholijny nastrój, a główny motyw utworu Oizyia utkwił mi w głowie i pewnie jeszcze długo tam pobędzie, podobnie jak Thelo. Oba te utwory są z najnowszego albumu MuN, Nhemis, który gorąco polecam, a wręcz nalegam, aby każdy entuzjasta post metalu przesłuchał.

Na koniec na scenę weszła SednA, która z Włoch przyleciała specjalnie do Torunia. Całą salę zasnuła nieprzenikniona mgła, z której wynurzały się jedynie głowy co poniektórych wyższych obserwatorów i zaciemnione sylwetki artystów. Włosi efektownie balansowali między ciężkimi, powolnymi riffami a mrocznym i energicznym brzmieniem black metalowym. Bisowali aż trzema kawałkami. Skutecznie rozruszali widownię, która spójnie machała głowami. Następnego dnia bolała mnie szyja. To znak, że było wspaniale.

[Fot.: Tomasz Jaworski]