W całym tym życiowym biegu czasem trzeba trochę odpuścić i wrzucić na luz. Zwłaszcza kiedy zaczyna robić się ciepło. Czas wolny można spożytkować na różne sposoby. Zdecydowanie świetnym pomysłem jest odreagowanie na koncercie metalowym. Ostatnio mieliśmy okazję zrealizować właśnie taki plan, oglądając występ Sanity Control i Dopelord.
Bezpretensjonalny crossover thrash
W piątek 26 kwietnia Sanity Control w Toruniu zagrało po raz pierwszy. Zespół grał szybko i agresywnie. Nie poświęcał zbyt wiele czasu na szczegóły, chociaż moją uwagę zwracały miłe dla ucha slajdy na basie i dysonansowe solówki gitarowe. Chodziło jednak głównie o dobitny przekaz, tak jak to zwykle bywa w thrash metalu i pokrewnych gatunkach. Mimika członków zespołu była karykaturalna, chociaż perkusista wyglądał na usatysfakcjonowanego. Ruch sceniczny wokalisty zdawał się być trochę bezładny.
Brzmienie i problematyka przywodziły nieco na myśl Rage Against the Machine, ale technicznie daleko jest do tego poziomu. Od czasu do czasu zachodziły pewne zmiany tempa czy modulacje, ale takie zabiegi były raczej nieliczne. Dało się odczuć monotonię. Wszystkie utwory brzmiały bardzo podobnie. Opinie publiczności były podzielone; niektórzy podzielali żywiołową energię zespołu, dla innych nie było to nic nowego.
Czytaj też: Metalowe Miazmaty w NRD [RELACJA I WYWIAD]
Przeniesienie stolicy stonera do Torunia
Dopelord pojawił się w Toruniu po raz drugi. Zespół zagrał tu po raz pierwszy w 2016 roku. Muzycy zafundowali nam długi set, w którym pojawiły się kawałki z wielu płyt, od starszych do najnowszej, Songs for Satan, wydanej kilka miesięcy temu. Wprowadzili przy tym oniryczną atmosferę przy pomocy reverbu na wokalu, mocnego fuzza i pięknego brzmienia syntezatorów z sampli. Wokale były na wysokim poziomie – jeden był w wyższej tonacji, a drugi bardziej screamowy. Ciekawym zabiegiem był scream jako chórek do czystego śpiewu. Solówki gitarowe przypominały rozmowę, a czasem instrumenty wręcz pokrzykiwały na siebie nawzajem. Performance był zróżnicowany. Występowały liczne zmiany tempa i modulacja rytmiczna. Bas odczułam najmocniej w utworze Night of The Witch. Było potężnie i – oczywiście – doomowo.
Na widowni był ścisk. Nie ma co się dziwić, legenda stonera z Lublina nie przyjeżdża tu codziennie. Tłum kołysał się harmonijnie i wraz z muzyką tworzył jeden organizm. Zespół miał świetny kontakt z publicznością – pojawiło się parę anegdot, które jeszcze bardziej przykuwały uwagę ludzi i zdobywały ich serca. Pod koniec występu tempo narastało. Przy utworze Reptile Sun widownia ruszała się nieco żwawiej. Wtem wybrzmiał komunikat: stonerowe świry pod scenę, próchno za drzwi! Zdecydowana większość NRD usiłowała dopchać się na sam przód. Wobec tego można uznać, że próchna nie było. Nastąpił przepotężny bis, epilog tego wydarzenia. Po nim Dopelord zszedł ze sceny, żeby porozmawiać z najbardziej oddanymi fanami.
Z tych dwóch występów drugi zdecydowanie najbardziej poruszył mnie, a zarazem ukołysał. To będzie wydarzenie, które będę wspominać jeszcze długo. Twórczość Dopelord odtworzę sobie zarówno w chwilach relaksu, jak i wtedy, kiedy zaistnieje potrzeba motywacji i inspiracji. W ich muzyce jest różnorodność. To nie jest tylko stoner, to jest cała podróż.
Galeria
[Fot.: Małgorzata Chabowska]