Nadchodząca premiera kolejnej odsłony ekranizacji Igrzysk śmierci przypomniała mi jak wiele japońskich serii przedstawiło historię rozgrywki na śmierć i życie, podobną do tej z bestsellerowej trylogii. Oczywiście w kulturze japońskiej motyw ten jest obecny już od dłuższego czasu i wcale nie jest to zasługa wspomnianych wcześniej Igrzysk śmierci. W roku 1999 bowiem powieść Koshuna Takamiego Battle Royale zapoczątkowała trwający do dziś nurt w kulturze popularnej, na chwilę obecną bogaty w zarówno interesujące jak i te trochę mniej tytuły mangi i anime.
Wariacji na temat schematu z pierwowzoru można znaleźć co najmniej kilka, niektóre podobne do siebie w większym lub mniejszym stopniu. Dominującą grupę wśród tytułów tworzą pozycje, w których rozgrywka to nic innego jak gra komputerowa ze świata bohaterów serii, którą szalone głowy niespełnionych twórców postanowiły wprowadzić w życie. Btooom!, czyli mój personalny faworyt w tej dziedzinie, to właśnie historia młodego Ryouty Sakamoto, który większość swojego dnia spędza przed monitorem komputera, grając w trybie multiplayer ulubionej gry. Czyni go to jednym z najlepszych graczy na świecie. Tytuł, wydawać by się mogło, zupełnie w życiu nie przydatny, jednak w dalszej części serii okazuje się on zaskakująco użyteczny dla głównego bohatera. Bo co innego, jak nie punkty doświadczenia i level, przydadzą się, jeśli życie okaże się grą?
Btooom! oraz każdy inny tytuł posługujący się schematem gry w ciekawy sposób obrazuje zachowanie ludzi w sytuacji bez wyjścia. Pokazuje jak stajemy się tacy sami, czy nawet gorsi jak zwierzęta w sytuacji zagrożenia życia – do czego możemy być zdolni i jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć.
Główny bohater zostaje uwięziony na bezludnej wyspie, czyli miejscu, w którym ma zostać przeprowadzona gra. Początkowo żaden z jej uczestników nie zdaje sobie sprawy, dlaczego znaleźli się w tym miejscu. Nie mija jednak wiele czasu, gdy uczestnicy zaczynają rozumieć czemu zostali wyposażeni w mały arsenał i na wyspie dochodzi do pierwszych zabójstw. Ryouta zdaje sobie sprawę, że może wykorzystać swoje umiejętności nabyte podczas godzin grania w domu. Początkowo, jak każdy dobry protagonista, nie może pogodzić się z ideą zabijania niewinnych dla własnej korzyści, jednak później zauważa, że jest to nieuniknione, jeśli chce przetrwać i pomóc w tym swoim przyjaciołom. Jedyną drogą wydostania się z wyspy jest zebranie ośmiu lokalizatorów, w które został wyposażony każdy gracz. By odebrać komuś lokalizator trzeba oczywiście pozbawić go życia. Warto też dodać, że na wyspie znalazło się 36 graczy, co stwarza możliwość wydostania się z niej tylko czwórki uczestników.
Nie można owych serii spisywać na straty, nawet jeśli niekoniecznie niosą ze sobą jakiś istotny przekaz. W końcu czasem można obejrzeć coś chociażby dla doświadczania trzymającej w napięciu historii. Zwyczajnie dla przyjemności i rozrywki. Albo by jako nałogowy gracz znaleźć dobre wytłumaczenie dla godzin spędzonych przy grach komputerowych.
Btooom! oraz każdy inny tytuł posługujący się schematem gry w ciekawy sposób obrazuje zachowanie ludzi w sytuacji bez wyjścia. Pokazuje jak stajemy się tacy sami, czy nawet gorsi jak zwierzęta w sytuacji zagrożenia życia – do czego możemy być zdolni i jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć. Jest to, nie ukrywam, przykra wizja świata, gdzie ludzie, w jeszcze mniejszym stopniu niż w normalnych okolicznościach, przejmują się innymi, często ludźmi, których znają. Historia w pierwowzorze obrazuje to zjawisko w bardziej dotkliwy sposób, gdyż graczami, którzy są zmuszeni wziąć udział w grze, są uczniowie jednej klasy. Mimo wszystko nie można owych serii spisywać na straty, nawet jeśli niekoniecznie niosą ze sobą jakiś istotny przekaz. W końcu czasem można obejrzeć coś chociażby dla doświadczania trzymającej w napięciu historii. Zwyczajnie dla przyjemności i rozrywki. Albo by jako nałogowy gracz znaleźć dobre wytłumaczenie dla godzin spędzonych przy grach komputerowych.
grafika: Piotr Murzyński